Przedstawiam Wam Agnieszkę, kolejną Bohaterkę akcji Moje Piękno – Moja Sprawa. Wspólnie z Kliniki Ziemlewski, Fundacją La Vie La Vie oraz marką Croma Polska w ramach cyklu Beauty against cancer, postanowiliśmy przeprowadzić serię spotkań dla pacjentki onkologicznej.
Poznajcie niesamowitą i niezwykle budującą historię Agnieszki.
Asia: W jaki sposób przebyte choroby onkologiczne wpłynęły na to jaką kobietą się stałaś?
Agnieszka: Przez to co wydarzyło się w moim życiu – mam na myśli choroby onkologiczne w bardzo znaczący sposób wpłynęło to na moją osobowość, charakter a nawet poglądy.
Przede wszystkim zauważyłam różnice w rozumowaniu i postrzeganiu świata i ludzi.
Kiedy zachorowałam pierwszy raz na chłoniaka jakieś 20 lat temu byłam młodą, szaloną nastolatką, żyjącą pełną piersią … nie myślącą o problemach dnia codziennego. Dostałam się wtedy do liceum,nowi znajomi, nowe możliwości, imprezy. Niestety rzeczywistość szybko zweryfikowała, gdzie jest moje miejsce.
Szybka diagnoza, szybki plan leczenia i moje życie przeniosło się na szpitalne korytarze…
Korytarze „życia i śmierci”. Nie potrafiłam stłumić w sobie gniewu, żalu,rozczarowania – dlaczego akurat ja ?
Długo byłam więźniem własnego egoizmu i postrzegania choroby jako kary.
Nie potrafiłam pogodzić się z utratą włosów, brwi, nie potrafiłam pogodzić się ze złym samopoczuciem. Nie myślałam wtedy – nie ważne Agnieszko jak będzie, przez co będziesz musiała przejść…ważne że będziesz żyć, a chcesz żyć prawda ? Oczywiście, że tak…
Kiedy zaczęłam analizować w jakiej sytuacji się znalazłam dotarło do mnie, że to JA SAMA muszę o siebie zawalczyć.
Wbrew temu jak będę wyglądać, jak będę się czuć i ile to potrwa. Swoje „ukojenie ” odnalazłam w działalności na oddziale Kliniki Hematologii w Zabrzu, gdzie pomagałam przy małych pacjentach, były to dzieci w różnym wieku – od noworodków po nastoletnie.
Wtedy na swoją chorobę pierwszy raz popatrzyłam inaczej. Dotarło do mnie, że choroba to nie kara, że choroba nie wybiera czy mały czy duży, czy ładny czy brzydki. Ona po prostu jest. A skoro jest, trzeba z nią się zmierzyć. Kiedy patrzyłam na cierpienie dzieci – chodź sama byłam nastolatką – wiedziałam, że muszę być silna, konsekwentna, odważna, że nie mogę narzekać bo są ludzi, którzy mają znacznie gorzej, a dzielnie znoszą swoje cierpienie. Chodź rak był trudnym przeciwnikiem pokonałam go po prawie 2 letniej walce.
Po tej chorobie byłam inną kobietą- silną, kochającą życie i jego najmniejsze aspekty, doceniającą ludzi, wartości, każdą radość jaką mogłam czerpać tak naprawdę że swojego „drugiego życia”.
Byłam bogatsza o solidną lekcje życia, która nauczyła mnie brać życie takim jakim jest.
Mogłam przez wiele lat spełniać się zawodowo, prywatnie i przede wszystkim jako mama wspaniałych dwóch córek.
Szłam przez życie odważnie, nie analizowałam – raczej akceptowałam i byłam wdzięczna.
Czy się bałam ? Bałam się, że kiedyś choroba może wrócić, ale wiedziałam że dam radę.
I po 20 latach „spokoju” pojawił się znowu ON – RAK NIEBORAK…
Tym razem nowotwór złośliwy piersi prawej (hormonozależny) z przerzutami. Chodź diagnoza brzmiała jak wyrok- tym razem byłam sprytniejsza od gada. Kiedy wsiadłam do windy na Onkologii w Gliwicach i popatrzyłam na inne pacjentki – to obiecałam sobie, że nie poddam się i nigdy nie będę mieć wypisane na czole – mam raka. Wiedziałam że będę musiała stoczyć ciężką walkę , że będzie cholernie ciężko, ale miałam na to wszystko pomysł…
Powiedziałam do mojego Raka Nieboraka – „słuchaj jak żeś cholero zaś przylazła, to ja nauczę się z tobą żyć, ale ty pozwolisz mi tym życiem cieszyć się jak najdłużej”. I tak sobie razem żyjemy od 5 lat. Raz ON daje mi popalić raz JA jemu. I jakby nie było ciężko nie było dnia abym myślała że nie dam rady. Nie było dnia, żebym nie chciała dobrze wyglądać, mieć zrobiony makijaż,paznokcie, fryzurę (nawet jak nosiłam perukę). Na chemioterapię potrafiłam jechać w pięknej sukience i szpilkach – gdzie patrzono na mnie jak na wariatkę. Ale to był mój wybór.
Pomimo, że nie mam piersi prawej, węzłów- nie czuję się ani wybrakowana ani gorsza.
Moim antidotum na to całe chorowanie jest moja pasja – wędkarstwo karpiowe, w którym zatracam się całkowicie. Tam odnajduje siłę, energię i spokój. Oczywiście bywały i bywają trudne dni – kiedy nie mam siły ani ochoty na nic. Leżę, płacze, nie robię totalnie nic … Bo mam prawo.
Jaką kobietą się stałam dzięki tym doświadczeniom ? Odważną, empatyczną, stałam się kobietą silną, kobietą, która świadomie dokonywała takich a nie innych wyborów.
Stałam się kobietą, która bierze życie za rogi i walczy do końca… Dzięki chorobom mogę być SOBĄ- nie muszę się dopasowywać , nie muszę udawać.. tak naprawdę NIC NIE MUSZĘ.
Kocham życie, dalej wierzę w ludzi i w to, że każdy dzień to przywilej przywilej życia.
Asia: Czego nauczyła Cię choroba?
Agnieszka: Choroby przede wszystkim nauczyły mnie pokory, nauczyły mnie, że każdy dzień jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Pokazały mi aspekty życia, nad którymi kiedyś bym się nie pochyliła. Dzisiaj patrzę na to wszystko z innej perspektywy. Jestem Agnieszką, która przeszła bardo wiele, ale to wszystko wydarzyło się po coś. Warto w życiu zwolnić, warto się zatrzymać i docenić to co się ma. Dziękujmy, doceniajmy, szanujmy – jakby jutra miało nie być.
Asia: Co odebrała Ci choroba?
Agnieszka: Kiedyś myślałam że wiele. Dzisiaj wiem, że tak nie jest.
Można by było stwierdzić, że odebrała mi moją bezpieczną strefę komfortu, znajomych, pracę zawodową, kobiecość. Chodź było mi trudno pogodzić się z pewnymi następstwami choroby, to nie miałam wyboru – musiałam je zaakceptować. Zrozumiałam, że samo katowanie siebie psychicznie nic nie da,ani nie zmieni mojej sytuacji, a wręcz przeciwnie wpędzi mnie w depresję, niską samoocenę. Akceptuję to jaka jestem. I pięknie mi z tym.
Asia: Co w takim trudnym czasie pomogło Ci zawalczyć o siebie? Co najbardziej motywowało Cię do walki o powrót do zdrowia?
Agnieszka: Największym moim motorem napędowym do walki są moje dwie cudowne córki, dla których tak naprawdę wstaje każdego dnia. Kiedy miałam bardzo trudne chwile podczas leczenia to one przy mnie były. To one ocierały moje łzy, to one były bardziej „matkami” niż ja.
Uwielbiam powiedzenie mojej młodszej córki Olci – „mamo możesz czuć się brzydko, ale wyglądać bardzo ładnie „. Dla nich walczę każdego dnia, dla nich znoszę ból i cierpienie.
Moi cudowni rodzice – na których zawsze mogę liczyć, którzy mnie wspierają i wierzą we mnie.
Mój życiowy partner, który nie pozwala mi myśleć inaczej niż dobrze.I z pewnością moja pasja, którą dziele z moim partnerem Wojtkiem- wędkarstwo karpiowe. Jest to pasja która wymaga dużej pokory, samodyscypliny i konsekwencji – tak jak walka z chorobą. Tak naprawdę każdy chory walczy o siebie, ale przy wsparciu najbliższych ta walka jest znacznie lżejsza.
Asia: Dlaczego zgłosiłaś się do naszej metamorfozy i czego od niej oczekujesz?
Agnieszka: Zgłosiłam się przede wszystkim, aby swoim przykładem pomóc innym chorym, którym być może tej wiary zabrakło. Zgłosiłam się, aby pokazać, że chory nie znaczy gorszy.
Niestety niektórzy nadal mają stereotypowe poglądy – masz raka? Siedź w domu i czekaj na śmierć. Totalna bzdura, którą należy dementować. Chciałam pokazać, że pomimo choroby, można normalnie żyć. Można być piękna i zadbana kobietą- nie należy się tego bać. Często zakłamujemy rzeczywistość bo się boimy, bo nie widzimy sensu ,bo co inni powiedzą .. ty i ja nie jesteśmy jak INNI. Inni stoją w miejscu, a my idziemy do przodu. Jesteśmy chore, ale walczymy, jesteśmy odważne, piękne i zdeterminowane. Chodzimy do kosmetyczki, fryzjera, korzystamy z medycyny estetycznej bo prócz pacjentek jesteśmy kobietami. Kobietami które mają prawo być piękne.
Czego oczekuje? Że będę mogła na siebie popatrzeć z innej perspektywy, że zadba o mnie ktoś wyjątkowy dzięki komu ja będę czuć się pięknie i również wyjątkowo.
Że w tej całej chorobie zaznam odrobinę relaksu, szczęścia takiego tylko wyłącznie dla siebie .
Że będę mogła poprawić swoje niedoskonałości i poznać wspaniałych ludzi.
Asia: Czy dziś możesz powiedzieć, że akceptujesz swoje ciało? Co przeszkadza Ci w związku z wyglądem w codziennym życiu?
Agnieszka: Akceptuję się taką jaką jestem. Ale wiadomo, że choroba, leki, wszystkie szpitalne zabiegi wpływają na nasz wygląd, cerę. Często nie mamy czasu na zabiegi, nawet o nich nie myślimy. Jak każda kobieta bez względu na okoliczności chciałabym wyglądać jak najlepiej.
Zawsze marzyłam o zabiegach, które poprawiłyby wygląd mojej twarzy. Marzą mi się piękne brwi permanentne. Przydały by się zabiegi na ciało – trochę je ujędrnić, poprawić kondycję.
Chodź aktualnie sama pracuję nad tym aby zdrowo wyglądać, czuć się zdrowo i jak najszybciej wrócić do kondycji przed chorobą.
Asia: Jak choroba wpłynęła na Twoje codzienne relacje z ludźmi w pracy, z przyjaciółmi i rodziną?
Agnieszka: Choroba, czy to nowotworowa czy jaka kolwiek inna to ciężki temat. Kiedy zaczynasz chorować najpierw spotykasz się ze współczuciem. Jedni ci współczują szczerze, inni niekoniecznie. Wielu ludzi, którzy mnie otaczali okazali się iluzją, której kiedyś nie widziałam.
W pracy zawodowej traktowano mnie neutralnie. Nie miałam taryfy ulgowej, byłam traktowana normalnie, co mnie bardzo cieszyło. Chodź wiele osób wiedziało w pracy, że choruję nie odczułam z tego powodu jakiegoś wsparcia, czy zainteresowania się moją osobą.
Z drugiej strony nie chciałam tak do końca z mojego chorowania robić sensacji, czy szukać litości.
Ich obojętność była mi na rękę. Dzięki sytuacji w jakiej się znalazłam potrafiłam otworzyć oczy na wiele zachowań. Zaczęłam dostrzegać niedostrzegalne. Choroba szybko weryfikuje listę znajomych. Na szczęście wychodzi to na dobre. Ci co mieli odejść, odeszli, ci co mieli zostać zostali.
Na mojej drodze pojawiło się wiele nowych i wspaniałych ludzi, którzy kochają mnie taką jaką jestem. W rodzicach, nie w rodzinie – zawsze miałam i mam wsparcie. Wiele razem z rodzicami przeszliśmy, co tylko wzmocniło nasze więzi. To jedyna bezpieczna tratwa na której mogę popłynąć w nieznane.
Asia: O czym teraz marzysz na co dzień?
Agnieszka: O przyziemnych sprawach. O byciu zdrowym, o tym aby moja rodzina była zdrowa i przyjaciele. Abym jak najdłużej mogła rano wstawać i kłaść się wieczorem. Abyśmy byli szczęśliwi i potrafili się cieszyć życiem.
Asia: Czym jest dla Ciebie piękno?
Agnieszka: Piękno to indywidualna sprawa. Dla mnie to człowiek – który jest naturalny i prawdziwy. Który nie ukrywa się pod makijażem, ubraniem, maską. To przede wszystkim piękno wewnętrzne, które mamy w sobie. Piękno to moja sprawa ❤️❤️
Dziękuję!